Dawno, dawno temu, w odległej galaktyce... – te słowa znamy dobrze wszyscy, obojętnie na której trylogii zostaliśmy wychowani. Znać je będą również ci, którzy swą przygodę zaczną (bądź już zaczęli, wszak pierwsze pokazy za nami) od Epizodu VII, a w dalszej kolejności także następnych filmów pod skrzydłami Disneya. I nie ulega wątpliwości, że staną się one dla nich równie ważne i kultowe, co kiedyś dla nas te od Lucasa.
Urodzony w Nowym Jorku J.J. Abrams doskonale wstrzelił się w jeszcze jedną markę, w której jest jedynie „podwykonawcą”. Z materiałem źródłowym poradził sobie przy tym nawet lepiej, jak w konkurencyjnym "Star Treku" czy wcześniejszym "Mission: Impossible", tworząc tym samym chyba swój najlepszy film – przepełniony tyleż pasją twórczą, co po prostu dobrze przemyślany i bardzo dobrze nakręcony.
Owszem, nowym Star Warsom da się zarzucić sporo rzeczy, z których najbardziej boli chyba fakt, iż tak naprawdę cały szkielet fabularny, to powtórka z "Nowej nadziei" – wliczając w to zbyt podobne do siebie lokacje (pustynną, lodową i „zieloną”), zbliżonych stylistycznie bohaterów i powielane schematy (znowu postrachem galaktyki jest gość w czarnych fatałaszkach, znowu Rebelia to słabo wyposażone niedobitki dzielnie stawiające czoła upgradowanemu Imperium – notabene świetnie odświeżono myśliwce i zbroje szturmowców plus dodano im trochę interesujących gadżetów – znowu robot jest kluczem do sekretów, itd.), z praktycznie dokładnie takim samym finałem (a raczej początkiem) całej historii. Także muzyka, która jest oczywiście świetna, również bezgranicznie bazuje na znanych już motywach, a nowe bynajmniej nie porywają w równym stopniu, nie mają tej samej siły przebicia, co klasyczne nuty.
Można bić się w myślach (lub z innymi widzami – oczywiście na miecze świetlne) o to, które momenty zostały przesadzone, które postaci (jeszcze) nie zostały w pełni wykorzystane i tak naprawdę pojawiają się po nic (na drugim planie odnajdziemy przy tym naprawdę, naprawdę wiele znajomych twarzy i odnóży). Nie każdy dialog trafia w sedno, nie zawsze swoista nostalgia się sprawdza, nie wszystkie elementy (a trzeba napisać, że Abrams dodał do tego uniwersum sporo fajnie uzupełniających je szczegółów i sprytnych detali, jakie dodatkowo urzeczywistniają jego wizję) idealnie ze sobą współgrają i nie wszelkie nawiązania do poprzednich filmów są potrzebne. Znajdzie się też parę scen, w których motywacja poszczególnych postaci nie do końca przekonuje, a im samym sporo rozwiązań problemów przychodzi z dużą, być może za dużą łatwością.
Tylko co z tego, skoro "Przebudzenie Mocy" ogląda się wprost fenomenalnie! Technicznie film jest bez zarzutu – efekty, zwłaszcza te animatroniczne, to miód dla oczu, a zdjęcia, montaż, scenografia i sposób ich użycia skutkują ogromem sekwencji, jakie bez dwóch zdań przejdą do kanonu Gwiezdnych Wojen i za 30 lat będzie się je wspominać i do nich powracać z taką samą frajdą, jak dziś do pościgu między asteroidami z "Imperium kontratakuje", czy ataku na Gwiazdę Śmierci II w finale "Powrotu Jedi" (lub też, sięgając do prequeli, pojedynku z Darthem Maulem). A i wspomniana ilustracja Williamsa, nawet jeśli wtórna, bez problemu przenosi nas wraz z żółtymi napisami do dzieciństwa w sposób godny zachwytów wszelakich.
Całość poprowadzona jest perfekcyjnie, ma odpowiedni rytm i nie pozwala się nudzić, a kiedy trzeba bezbłędnie uderza we właściwe tony (pewien śmigający od paru tygodni po sieci spoiler to jedna z najlepszych i najbardziej zaskakujących scen w całej sadze). Emocjonalnie to zresztą niekiedy prawdziwa bomba – dzieje się dużo, mimo schematów akcja potrafi być niekiedy nieprzewidywalna i porywa aż do samego końca, który... robi smaka na kolejne części. Oczywiście w kinie, niestety dopiero za dwa lata. Wiem jednak, że oczekiwanie umili mi wiele kolejnych seansów "Przebudzenia Mocy", które zwyczajnie na to zasługuje. Trailery tym razem nie kłamały – to nie legendy, to wszystko prawda. Każde słowo. Moc jest z nami!
W dniu 01.12.2017 rozpoczyna się zimowe rozdawanie prezentów na serwerze ONLY DD2. Prezentami są oczywiście Gold VIPy.
Na czym polega zabawa:
Każdy gracz, który pod tym postem wpisze swój nick z serwera, na którym będzie grał wraz ze swoim Steam ID, otrzyma od nas w prezencie Gold VIPa na 2 tygodnie.
Dodatkowo i niezależnie od zabawy opisanej wyżej, każda osoba - także non steam - grająca na serwerze ONLY DD2 w grudniu, która poprzedzi swój nick nazwą [CS-LUZOWNIA.PL] , wrzuci ss z widoczną nazwą sieci w nicku - otrzyma Gold VIPa na tydzień i weźmie udział w konkursie, w którym otrzymać można Gold VIPa na 2 tygodnie. VIPa takiego dostanie pierwszych 25 osób, które w dniu 31 grudnia będą najwyżej w comiesięcznej statystyce (topce).
Nagrody z obu zabaw można łączyć.
Wszelkie niejasności wyjaśnia administracja serwera, a ewentualne próby oszustwa będą przez nas karane.
Administracja nie bierze udziału w zabawie.
Po odbiór prezentów i nagród proszę się zgłaszać do Opiekunów Serwera: * SolariS * Hezzu * VONOM$ Lub * Matuzalem
Koniec konkursu 31.12.2017 r. POWODZENIA! Ekipa DD2
- Nie wiem, czy kiedyś zostaniemy przyjaciółmi. Przyjaźń buduje się spędzając razem czas. W tej chwili nie mamy żadnej relacji poza boiskiem. Poza galami, na których wręczane są nagrody w ogóle się nie widujemy. Wtedy oczywiście rozmawiamy i wszystko jest dobrze, ale więcej się nie spotykamy - wyjaśnił Leo Messi.
Argentyńczyk zwrócił uwagę, że do walki o Złotą Piłkę niebawem wkroczy Neymar i Mbappe, a także odniósł się do słabej formy Realu Madryt w lidze, który traci do Barcelony już 11 punktów.
- To okres przejściowy. Nie pierwszy raz Real spotyka coś takiego, ale na koniec i tak będą walczyć o wszystko. Po prostu mają takich zawodników, którzy tworzą znakomity zespół.
Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.