Skocz do zawartości

[♻] Recenzja filmu Czarna Pantera (2018)


Mateuszek

Rekomendowane odpowiedzi

Przesyt, kryzys, nuda – to niekoniecznie złe rzeczy. Zagoniony do ślepego zaułka powtarzalności gatunek może albo sczeznąć w serii coraz mniej udanych powrotów albo wywinąć się, stosując nową zagrywkę. To nie przypadek, że najpopularniejszymi filmami superbohaterskimi ostatnich dwóch lat są "Wonder Woman" (która odkryła dla filmowego komiksu kobietę), "Logan" (który odkrył dla filmowego komiksu starość) i "Deadpool" (który odkrył dla filmowego komiksu autoparodię). Oczywista oczywistość: świeżość "Mrocznego Rycerza" czy "Avengers" dawno wywiało, jedyny ratunek w ucieczce do przodu. Studio Marvel, czujące na karku oddech konkurencji i samo wypluwające co roku po trzy nowe filmy, nie ma wyjścia, musi szukać nowych alejek. W zeszłym roku dostaliśmy od nich "Thora: Ragnarok", czyli film o superbohaterskim zmierzchu bogów, tyle że w konwencji skeczu "SNL". Pora na wariant serio: "Czarną Panterę", czyli superbohatera nadrabiającego lata społecznych nierówności.  

735826_1.1.jpg

Oczywiście, świeżość "Czarnej Pantery" polega przede wszystkim na sugestywnej pop-polityczności. To wyrównująca szanse fantazja o tym, że jest gdzieś w Afryce państewko Wakanda, które nie tylko bryluje w kwestii postępu technologicznego, ale i ma swojego własnego bohatera w cool kostiumie. Nowa jest tu zatem przede wszystkim otoczka: czarnoskóre twarze bohaterów i bohaterek, koloryt licznych plemiennych rytuałów, bijąca z ekranu barwna egzotyka strojów oraz scenografii, afrykańsko-hip-hopowe rytmy na ścieżce dźwiękowej. Za nimi czai się zaś marvelowy chleb powszedni: historia kolejnego herosa stawiającego czoła swojemu złemu lustrzanemu odbiciu, opowiedziana ze szczyptą humoru i w otoczce pospolitego spektaklu CGI. Mamy tu (wciąż żywe!) powidoki "Mrocznego Rycerza" (pościg/przesłuchanie w środku filmu) czy Bondowskiego "Skyfall" (wizyta w ekskluzywnym kasynie). Po raz drugi Marvel pożycza też fabularne tropy rodem z… "Króla Lwa" (pierwszy zrobił to Kenneth Branagh w "Thorze"). Rozbrzmiewające nad pejzażem sawanny wokalizy zapewne potęgują takie skojarzenia, ale powiedzcie mi, że nie brzmi to znajomo: jest młody król, jest zły pretendent do tronu, jest sędziwy mędrzec z laską, jest czuwający w zaświatach ojciec. Jest "życia krąg", jest "przyjdzie czas", brakuje może tylko "hakuna matata". 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 rok później...
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.