Skocz do zawartości

Ranking płyt Mesa.


Tajemnica

Rekomendowane odpowiedzi

Za nami premiera siódmego albumu Tego Typa Mesa, czyli artysty mogącego pochwalić się jedną z najmocniejszych dyskografii na polskiej scenie rapowej. Z okazji wydania płyty „RAPERSAMPLER” bierzemy pod lupę jego solowe dokonania.

 

oHgktkqTURBXy9hOGE4ODM5ZmQxNTBlZmU2Nzc4N

 

 

Druga "solówka" w dorobku Tego Typa Mesa może być przez wielu słuchaczy uważana za dzieło jego życia, ale nie jest to bynajmniej album łatwy do oceny. Na "Zamachu" rzeczywiście znajdują się klasyczne już dziś utwory ("Jak to?", "Dwadzieścia pięć" czy "My"), Mes w większości samodzielnie przygotował bogatą oprawę muzyczną i kolejny raz udowodnił, że raperem jest pełnokrwistym, ale równocześnie przegrał z pretensją, był "Bukowski wannabe", nosił kapelusz i stał się zbyt ostentacyjny w hedonizmie. Do tego upchnął na płycie niepotrzebne skity i koszmarny romans z punk rockiem, "OiOM". Relacja z "Zamachem na przecietność" to szorstka przyjaźń jak między Kwaśniewskim i Millerem.

 

 

Po publicystycznym „Trzeba było zostać dresiarzem”, Ten Typ Mes powrócił z materiałem introspektywnym i bardzo osobistym. Metamorfozę przeszła także oprawa muzyczna, która tym razem napędzana jest synth-popowymi inspiracjami, zdrową pretensją, eklektyzmem i eksperymentami. „AŁA.” to mądry i dojrzały album o tym, co może boleć współczesnego trzydziestoparolatka z metropolii, choć z perspektywy czasu ten materiał wydaje się zbyt asekurancki i mentorski. Co nie zmienia faktu, że numer jeden na liście sprzedaży OLiS i „złota płyta” zostały „odhaczone”.

 

 

„Brzydkie kaczątko” w dorobku Tego Typa Mesa; album niestandardowy i niedoceniony. „Lepsze Żbiki” to niby jego solowa płyta, ale że zaproszono na nią młodych reprezentantów wytwórni Alkopoligamia (Mada, Hade, LJ Karwel, Kuba Knap) oraz innych gości (m.in. Tomson, Małolat, Monika Borzym), traci na „solowości”. Kilka absolutnie wybitnych momentów (choćby „Patrzę w rachunek” czy „Zje*ane miasto”), różnorodność, nienachalność i zupełnie natchniona selekcja beatów sprawiają, że tego materiału w żadnym wypadku nie należy jednak marginalizować.

 

 

Mes kontynuuje eksploatację osobistej tematyki, do której na szeroką skalę wrócił podczas nagrywania „AŁA.”. Tyle że tym razem idzie na żywioł i z pazurem. To już nie jest zestaw „utworów tematycznych” (choć i takich nie brakuje) tylko rapowy blog, pamiętnik. Służy tej formule uproszczenie warstwy muzycznej. Piotr sięgnął po sampler, wrócił do winyli i zafundował nam „hip-hopowy powrót do przeszłości”. Czy tak brzmiałaby płyta „Kandydaci na szaleńców”, gdyby stał za nią 36-latek?

 

 

 

To ciekawy przykład albumu, który w dniu premiery wcale nie zbierał wyłącznie huraoptymistycznych recenzji, ale z biegiem czasu stał się klasykiem. Przyczyną może być niejednoznaczność tego materiału, który był zróżnicowany i eksperymentatorski, odważny w słowie i dźwięku, ale też cholernie nierówny. Ekshibicjonistyczna maestria Tego Typa Mesa to jedno, ale do ponadczasowego, dynamicznego jak diabli zestawu beatów od najlepszych producentów (m.in. Bob Air, SoDrumatic, Kixnare) wkradły się autentyczne „koszmarki” jak paździerzowy drum and bass w „Szukam..”, motyw „ukradziony” Radiohead w „Zanim znajdziemy” czy gwałt na rock’n’rollu w „Zegar tyka”. Tyle że „Kandydaci na szaleńców” mają nadal taką siłę rażenia, że wszystko można im wybaczyć. To jest wielka płyta, a Mes z 2011 roku to jeden z najlepszych raperów, jacy chodzili po polskiej ziemi.

 

 

S********y, to jest właśnie to, co nazywam wejściem z buta!, tymi słowami Ten Typ Mes rozpoczyna utwór „Wjaazd!” promujący ten materiał i to jest właśnie clou „Zapisków typa”. Warszawski raper, który już wcześniej pisał historię gatunku na płytach Flexxip i 2cztery7 zrobił na solowym debiucie to, co należało zrobić, czyli przeskoczył z okładem wszystko, co wcześniej osiągnął. Nie poszedł przy tym na łatwiznę multiplikując samodzielnie dotychczasowe dokonania, tylko wykonał twist i pokazał się ze strony dojrzałej i bardziej refleksyjnej. Nie stracił więc nic z hustlerskiego uroku, technikę i styl nadal miał jak Serhij Bubka na igrzyskach olimpijskich w Seulu, ale nie bał się poruszać spraw życia i śmierci. „Alkopoligamia: Zapiski typa” było klasykiem w dniu premiery i jest nim po dziś dzień.

 

 

„Trzeba było zostać dresiarzem” finalizuje dostrzegalną już wcześniej u Mesa metamorfozę w poetę codzienności i obserwatora, który potrafi pisać o otaczającej rzeczywistości z wdziękiem i bez prężenia muskułów, pisałem o tym krążku w dniu premiery. Rzeczywiście „T.B.Z.D.” oferuje wszystko co najlepsze ze „starego Szmidta”, generycznego i charakternego rapera oraz „Szmidta nowego”, publicysty zainteresowanego problemami w skali marko. Jedno pozostało niezmienne: on naprawdę wyciska tu ostatnie soki z języka polskiego i własnego flow! Nic dziwnego, że ten materiał zyskał uznanie krytyki, pokrył się złotem i przyniósł artyście nominację do Fryderyka.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.