Gwiezdne wojny: ostatni Jedi nie ma nic wspólnego z filmem Gwiezdne wojny: Część V - Imperium kontratakuje. Tak jak Przebudzenie Mocy miało podobieństwa do części IV, tak tutaj nie ma niczego takiego. Rian Johnson tworzy historię, która idzie w zupełnie innym kierunku. Nie brak nawiązań czy echa pewnych momentów z Oryginalnej Trylogii, a nawet odwołań do Trylogii Prequeli, które są wprowadzone subtelnie i w zasadzie nie ma ich zbyt wiele. Jednocześnie nie ma odtwarzania szkieletu fabularnego czy jakichś poszczególnych scen. W tym miejscu zwiastun powiedział kompletną nieprawdę o tym, jak ta historia została ułożona i w którym kierunku w ogóle pójdzie. Tam oparli się na znajomym punkcie zaczepienia, a Johnson pokazał, że to była zmyłka. Są momenty, które sugerują jedno, a ostatecznie idą w innym, nowym kierunku. Dzięki temu dostajemy historię w dużej mierze nieprzewidywalną.
Czytałem różne wycieki i fabularne plotki, które w większości okazały się nieprawdą. Mając tę wiedzę, film niesamowicie zaskoczył mnie kilkakrotnie. Nie mówię tu o jakiejś fajnej niespodziance, ale o czymś naprawdę wielkim i szokującym. Nie do końca jest to poziom twistu z „Jestem twoim ojcem” z części V, ale jest temu bliskie. Szczególnie jeden nieprzewidywalny zwrot akcji, który zmienia nie tylko oblicze trylogii, ale też znaczenie Przebudzenia Mocy. Nie pamiętam, kiedy w ostatnich latach cokolwiek mnie fabularnie zaskoczyło w kinie, a tutaj reżyserowi się udało. Godne podziwu, że TO nie wyciekło do sieci przed premierą.
W dużej mierze to film Marka Hamilla, który jako Luke Skywalker jest zupełnie inny, niż można by oczekiwać. Nie jest to ktoś bliski staremu kanonowi, nie jest to też, jak niektórzy spekulowali, odtworzenie Yody w ciele Luke’a. Pod wieloma względami jest ważniejszy w tej historii niż sama Rey, która w wielu momentach wyraźnie zostaje zepchnięta w jego tło. Jestem pewien, że taki Luke nie spodoba się wszystkim z uwagi na to, co przedstawiono w jego motywacjach. Wydaje mi się to nawet trochę kontrowersyjne – bezapelacyjnie będzie tematem długich dyskusji. Jednocześnie jest w nim wiele tego, co widzowie chcą zobaczyć po tych wszystkich latach. Nic, co pojawiałoby się w plotkach i teoriach, ale zarazem jest to coś wielce satysfakcjonującego i wywołującego wielkie emocje. Ja kupuje tego Luke’a Skywalkera, który przez to, jaki jest, staje się w tym wszystkim wiarygodny, ciekawy i świetnie zagrany. Jest w nim serce, ból i wiele (często sprzecznych) emocji, które są należycie ukierunkowane. Jednocześnie w jego wątku mamy do czynienia z decyzjami, których na tę chwilę nie jestem w stanie zaakceptować i powiedzieć, że są dobre.
Nie jest zaskoczeniem, że wątek Lei wywołuje najwięcej emocji. Twórca nie pokusił się o żaden tani trik, by zrobić coś dla widzów czy fanów. Z jednej strony opowiedział jej historię w całości – tak jak planował. W końcu wszystkie sceny Carrie Fisher zostały nakręcone. Z drugiej strony są momenty, w których dialogi nabierają drugiego dna, a emocje są tak mocne, że fani bardzo związani z tym fikcyjnym światem mogą się wzruszyć. Jest taki jeden moment, na który być może czekałem wiele lat i został on rozegrany doskonale. Wzrusza… bo daje pewnego rodzaju pożegnanie z Leią i Carrie. Za to będę bić brawo Johnsonowi.
Rian Johnson
Rian Johnson
Przygodowy ,Sci-Fi
14 grudnia 2017 (Polska)
9 grudnia 2017 (świat)